Nie zwalniamy tempa, kontynuując nasz rajd po miejscach w Poznaniu, w których poza napiciem się alkoholu można przyjąć też coś „na drugą nóżkę”. Po odwiedzeniu Pijalni Wódki i Piwa oraz Piwko naprzeciwko zostaliśmy zaproszeni przez Pintą Klepkę.
I jest to lokal zgoła odmienny. Po pierwsze dlatego, że serwuje alkohol z całkiem innej półki cenowej i jakościowej – zamiast taniej wódki i taniego piwa wyroby browaru Pinta lub nie ustępujące, a nawet przewyższające je poziomem. Sam podczas naszej wizyty piję Odsiecz wiedeńską i Czarną dziurę – kto kiedyś spróbował wytworów piwnej rewolucji, ten wie, jak daleko zostawiają one w tyle Żywce, Tyskie i tym podobne.
Do takiego piwa musi być podawane odpowiednie jedzenie. Nie ma tu więc tatarów i gzików znanych z dwóch poprzednich punktów, które odwiedziliśmy. Jest za to ruchome menu, zmieniające się przynajmniej w części średnio raz na dwa tygodnie.
Nam zostaje przedstawione w zasadzie w całości. Zaczynamy od przystawek, na początek próbuję hermelina. Jest to tradycyjna czeska przekąska pod piwo – marynowany w oleju z cebulką i papryką ser camembert. Kilka razy jadłem hermelina w Czechach – ten z Pintej Klepki niewiele im ustępuje. Co najważniejsze, rzeczywiście najlepiej smakuje w towarzystwie piwa.
Kolejna rzecz – sałatka z fenkułem i pomarańczą – już mnie nie zachwyca. Bezmięsna zielenina z owocowym wyróżnikiem. Jem, bo jem – sam bym nie zamówił, nawet z ciekawości. Takie sałatki nie są dla mnie. Jakiś wegetarianin miałby jednak dużo radości, bo wszystko przygotowane, jak trzeba.
Następnie zajadam się street foodem prosto z Portugalii. Bifana w wersji DeLux, czyli buła ze schabowym, jajkiem i musztardą. Proste i banalne, ale jakie smaczne! Kotlet jak kotlet, jajko z rozpływającym się żółtkiem, do tego dobra musztarda. W zasadzie, czego chcieć więcej? Czekam, aż któryś food truck podłapie bifanę i zacznie ją serwować u siebie.
I jeszcze jedna przystaweczka: feta z pieca. Wow, nie wiedziałem, że się tak da i że upieczenie kawałka greckiego sera przyniesie jakikolwiek efekt. A jednak – feta nabiera trochę innego smaku. Co więcej, jest to prawdziwa feta, a nie jakieś tańsze wariacje na jej temat. Znów przekąska idealna pod piwo.
Czas na zupy. W ofercie Pintej Klepki są dwie: zawsze jedna wegetariańska, a druga dla mięsożerców. W roli tej pierwszej występuje krem z selera naciowego z jarmużem. Już sama nazwa wskazuje, że nie powinienem spodziewać się czegokolwiek smacznego. I – faktycznie – jest to mdłe i bez wyrazu.
Co innego grochówka. Doprawiona, lekka pikantna, pełna mięsa, syta. Tak się to powinno robić. Dawno nie jadłem tak dobrej grochówki.
Na zakończenie degustacji – dania główne. I znów w dwóch wariantach: wege i mięsnym. Tyle że w tym wypadku danie bezmięsne robi robotę. Jest to bowiem spaghetti z oliwkami i rukolą. A do tego jeszcze papryczki chili, skórka cytrynowa i parmezan. Wszystko spaja oliwa, dzięki czemu potrawa nie jest za sucha – jak widać bez ciężkich sosów też się da uzyskać taki efekt.
Ostatnie słowa należą do chili con carne – ostrego, gęstego, o wysokim współczynniku „zwycięstwa z anoreksją”. Mam wrażenie, że przypomina to z Muchos Patatos, tyle że tam było jednak słabiej i z mniejszą porcją ognia. Tu pali na tyle, że zamawiam jeszcze jedno piwo. Poza tym, ze wszystkich dań serwowanych w Pintej Klepce, to jest najbardziej syte.
Generalnie wrażenia bardzo pozytywne: bardzo dobre piwo i do tego przynajmniej dobre przystawki. Oczywiście nie licząc tych wegetariańskich. Mięso musi być. Mam rację?

[MruMru]
Tak, w Pintej znów zrozumiałam, że jednak mięso to mięso. A jeśli nie mięso, to chociaż charakter. I tak właśnie było z hermelinem, którego jadłam pierwszy raz. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, więc smak był dla mnie zaskoczeniem. Ser przez marynowanie stał się bardziej charakterny, fajnie gorzkawo-paprykowy. Bardzo dobra i syta przystawka.
Z sałatką mam ten sam problem co rednacz. Jest trochę nijaka. Fenkuł, pomarańcza i trochę innych warzywek. To jest dobre, ale właśnie, dla wegetarian. Dla mnie taka sałatka byłaby dobrym dodatkiem do dania mięsnego.
Za to pieczona feta – uwielbiam! Często robiłam sobie ją sama – feta, wędzona papryka i do pieca, owinięta w folię aluminiową. Tutaj feta jest bez papryki, ale jest to spory kawał naprawdę dobrego sera. Prawdziwa feta, a nie „serek sałatkowy”.
Bifana jest świetnym odkryciem! Buła, schabowy, jajo i musztarda? 4 razy tak! Pewnie w najbliższym czasie sama sobie taką bułę zrobię. I wbrew temu jak wygląda – wcale nie jest sucha.
Zupy – tu znów, podobnie jak rednacz – smakowała mi grochówka. Nieczęsto ją jem, ale jak już to robię, to oczekuję mocnej w smaku, gęstej, mięsnej grochówy. I taka właśnie była ta. Za to druga zupa w ogóle nie w moim typie, za mało soli, za mało smaku, za mało „tego czegoś”. Ale wiem, że jest typ ludzi, który takie zupy lubią. Dobrze mieć taki wybór w restauracji.
Dania główne też mi pasowały. Kocham makarony, szczególnie takie lekkie i świeże. Ten z Pintej, z rukolą, oliwą, oliwkami, skórką cytrynową był genialny. Prosty i dobry. Na chilli con carne złego słowa równie nie powiem – smakowało dokładnie tak samo, jak robię sobie w domu. Props!
[Pjotr]
Cieszę się, że coraz więcej miejsc ma piwo rzemieślnicze, a jeszcze lepiej jak można tam przegryźć coś konkretniejszego. Maciek przedstawił wam ogólny zarys dostępnych dań. Są i lekkie, i też te konkretniejsze, dzięki czemu możecie sobie dobrać pod konkretne piwo.
Nie chcę się jako kolejny rozpisywać o tym samym, ale powiem Wam tak: hermelin i feta – must have na przegrychę, nawet jak nie jesteście głodni, to nie bierzecie standardowych orzeszków, tylko zamawiacie jeden z serów (no, albo dwa). Ja jako czechofil z pełną rozwagą polecam hermelin, o poprawnej konsystencji, podany z papryczką – o dziwo jeden z lepszych, jakie udało mi się zjeść w Polsce. Najmocniejsza pozycja w poznańskich przekąskach – plasuje się tuż za tatarkiem, zimne nóżki muszą się trząść.
Gdybyście jednak musieli wypełnić głód czymś konkretniejszym, a dwa hermeliny nie wystarczą, to pytajcie o grochówkę. Polska kuchnia zawsze najlepsza – gęsta, pachnąca wędzonką, zdecydowanie przed chilli con carne, które zostawiam do oceny przez miłośników meksykańskiej.
Kolejne miejsce do odhaczenia na Jeżycach i wiecie co? Nie zawiedziecie się.
Lokalizacja: Mickiewicza 20, Poznań | fanpage
Ceny:
* hermelin – 12 zł
* sałatka z fekułem – 11 zł
* bifana delux – 11 zł
* pieczona feta – 12 zł
* krem z selera – 9 zł
* grochówka – 9 zł
* spaghetti – 14 zł
* chili con carne – 18 zł
Smakowitość:
Współczynnik „zwycięstwa z anoreksją”: piąta klepka!
Prowadzisz restaurację? Zajmujesz się promocją lokalu gastronomicznego? Chcesz zaprosić redakcję Wygrywam z Anoreksją na degustację w celu rzetelnej oceny? Pisz na m.blatkiewicz@maciej.je lub dzwoń pod nr tel. +48 530 794 235 – jesteśmy otwarci na propozycje.